Gdy się obudziłam, ale
jeszcze nie otworzyłam oczu, byłam pewna, że wczorajszy dzień był snem, który
właśnie się skończył. Byłam zbyt zmęczona, by poczuć jak długo spałam. Ale gdy
otworzyłam oczy, ukazały mi się błękitne ściany, moja podręczna torba podróżna
leżała jeszcze nie do końca rozpakowana przy szafce nocnej, a obok szafy na
ubrania stała moja gitara na pięknym stojaku. Spojrzałam na komórkę. Była godzina
8.26. Nie byłam jeszcze do końca wyspana, ale uznałam, że jak jeszcze pośpię,
to mogę się spóźnić na lekcje. Przeciągnęłam się i wstałam. Wyszłam z pokoju z
zamiarem udania się do łazienki. Gdy weszłam na korytarz, poczułam zapach,
jakby ktoś coś smażył. Po skorzystaniu z toalety (przez zaspanie nawet nie
spojrzałam w lustro), poszłam za kuszącym zapachem do kuchni.
H: Witaj śpiochu -
przywitał mnie Harry i zachichotał pewnie na widok mojego stanu - jak się
spało?
M: Bywało gorzej -
odpowiedziałam sennym głosem.
H: Głodna?
M: Chyba tylko
dzięki temu tu trafiłam.
Wskazałam głową
patelkę ze smażącym się właśnie naleśnikiem. Zaśmiał się i postawił przede mną
talerz ze świeżo upieczonymi, a obok słoik dżemu, ser biały i nutellę.
H: Z czym pani
sobie życzy?
Zaprezentował każdy składnik z osobna jak
panie w teleturniejach nagrody do wygrania.
M:Hmm poproszę z
nutellą - opowiedziałam udając poważną panią z restauracji.
Posmarował mi
naleśnika, potem usiał obok mnie i jadł swojego.
H: Smacznego.
M: Dzięki i
wzajemnie - była to odpowiedź bardziej automatyczna, a naleśniki były
nieziemskie.
M: Mmm świetnie
gotujesz.
H: Inaczej bym tego
nie robił.
Pokiwałam głową. Zaczęłam
nieco bardziej odróżniać jawę od snu.
M: A gdzie reszta chłopaków?
H: Już poszli.
M: Tak wcześnie? -
spytałam zdziwiona.
H: Tak - wzruszył
ramionami.
H: Czyli do szkoły
masz na 11.00?
M:Tak -
przygryzałam dolną wargę.
Wcale nie miałam
ochoty tam iść, ale musiałam. Trzeba wykorzystać szansę. Nawet jeśli jakieś małpy
ci w tym przeszkadzają. Myślałam, że robię to dyskretnie, ale Harry mnie
przejrzał.
H: Wcale nie chce
ci sie iść co? - spytał pewnym głosem
M:Niall wam
opowiedział co się wczoraj wydarzyło?
H: Tak u nas nic
sie nie ukryje. Nie chcemy mieć przed sobą tajemnic.
M: Więc tak. Nie
chce mi się iść na kolejne spotkanie z... - nie dokończyłam. Zabrakło mi słów.
H: To nie musisz
iść - wyjaśnił.
M: Oj chyba jednak
muszę. To w końcu wygrana w konkursie. Nie chcę chować głowy w piasek tylko
dlatego, że mam zołzy w grupie.
H: To powodzenia -
powiedział zrezygnowanym głosem.
M: Nie dziękuje,
ale się przyda. Która to już?
H: 9.00.
M: Więc pójdę pod
prysznic, bo muszę się w końcu obudzić.
Harry zaśmiał się,
a ja poszłam się wykąpać. Później nałożyłam na twarz pokład i puder w kamieniu.
Nie lubiłam się malować, ale co zrobić, jeśli ma się całą twarz w trądziku.
Zapakowałam jeszcze gitarę to etui, zebrałam się, wzięłam swój plecak i byłam
gotowa.
M: Harry ja już
wychodzę - zawołałam z korytarza.
H: Czekaj zawiozę
cię - powiedział schodząc z góry.
M: Przecież to
niedaleko. Przejdę się.
H: Nigdzie nie
będziesz szła - udawał że mi grozi - chyba, że do samochodu.
M: Dobra niech ci
będzie.
Weszliśmy do
samochodu. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić do kierownicy z prawej strony.
Wydawało mi się to trochę śmieszne. Zaczęłam rozmyślać co ciekawego znowu
przydarzy mi się na lekcjach. Szczególnie po wczorajszym. Chciałam czy nie,
musiałam się z tym zmierzyć i koniec. Nie było odwrotu. Zacisnęłam dłonie w
pięści tak mocno, że dostałam skurcz. Jęknęłam cicho. Lecz i tak zbyt głośno.
H: Co się stało?
M: Nic takiego.
H: Na pewno? -
dopytywał się nie wierząc mi.
M: Nie -
odpowiedziałam krótko.
Roześmiał się a ja
z nim.
H: No to co się
stało?
M: Po prostu jestem
zdenerwowana wiesz tym jak to będzie itd. - mówiłam załamanym głosem
-najchętniej bym uciekła i nie szła tam.
H:To może pójdę tam
z tobą? - zaoferował.
M: Nie, bo może być
jeszcze gorzej.
H: Dlaczego?
M: Lepiej nie
mówić.
Tak tego lepiej nie
mówić. Jeszcze on mógł mieć kłopoty i co? Nie miałam zamiaru wciągać ani jego
ani nikogo w to idiotyczne bagno. W końcu dojechaliśmy pod szkołę.
H: O której kończysz
lekcje?
M: Planowo o 2.00.
Chyba, że wybiegnę jak wczoraj.
H:To masz mój
numer. Jak coś to zadzwoń.
Podał mi karteczkę
z numerem.
M: Dzięki.
H: Pozwól chociaż
odprowadzić się do drzwi.
M: No dobra chodź.
Wyszliśmy z auta.
Gdy podeszliśmy do drzwi, szły akurat Cloe, Helen i Hope. Te dwie pierwsze to
największe haterki mojej osoby, a trzecia - nawet ją lubię, ale nie mamy
bliższych kontaktów. Wszystkie trzy miały strasznego bzika na punkcie 1D. Jak
tylko je zobaczyłam, nie chciałam nawet wiedzieć co będzie. Zaczęły piszczeć
(zapewne mnie nie zauważając) i biec w naszym kierunku. Od razu wyjęły notesy i
prosiły go o autograf. Podpisał im się. Potem zaczęły go przytulać i całować po
policzkach. Stałam obok i jedynie się przyglądałam. W końcu Harry wyswobodził
się z ich objęć. Następnie podszedł do mnie.
H: Do zobaczenia
później Malwa - pocałował mnie w policzek.
M: Do zobaczenia -
odpowiedziałam słabym głosem rumieniąc się.
Wszystkie trzy
stanęły jak wryte. Spuściłam głowę ze wstydu i nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
Weszłam tak do szkoły rozmarzona i zaskoczona. Hm dlaczego to zrobił? Nie
dawało mi to spokoju. Całą drogę do auli, wszystko robiłam mechanicznie. Ciągle
byłam nieobecna. Ocknęłam się, gdy Cloe i Helen stanęły przede mną ze
wściekłymi minami. Czekałam na jakiś znak z ich strony, ale nic nie zrobiły. W
końcu miałam tego dość.
M: Czego znowu ode
mnie chcecie? - spytałam tracąc cierpliwość.
Odpowiedziała mi
cisza. Spróbowałam inaczej.
M: O co wam chodzi?
Cloe: Ty się jeszcze
głupio pytasz? Nikt mnie jeszcze tak nie upokorzył!
Helen: No właśnie, nikt.
Zignorowałam Helen. Inaczej się nie dało. Tak trzyma się Cloe, jakby nie miała własnego rozumu.
M: Upokorzył?! -
byłam zdziwiona - A co ja niby zrobiłam?
C: Teraz będziesz
miała jeszcze większe piekło niż dotąd - powiedziała wściekła.
M: Wiesz mnie
raczej nic już nie zaskoczy.
C: To się zdziwisz!
Odeszła. Nie
cierpię jej. Wyżywa się na mnie za coś, na co nie mam wpływu. Dokładnie wiedziałam
o co jej chodzi. Harry dał mi buziaka w policzek i co? Ale dla chcącego nic
trudnego. Zawsze wymyśli coś, o co zacznie się wkurzać jeszcze bardziej. W
końcu przyszła do nas profesorka. Sprawdziła obecność, a następnie zwróciła się
do mnie.
P.P: Co to miało być wczoraj młoda damo?
M: Po prostu nie
wytrzymałam i tyle. Przepraszam, że wyszłam tak bez słowa.
P.P Żeby mi się to
więcej nie powtórzyło zrozumiano?
M: Tak.
Zwróciła się w
stronę Helen. Na szczęście dała mi już spokój. Nie rozumiem jak można być tak
ślepym i nie widzieć co kombinuje Cloe. W połowie zajęć, gdy nauczycielka na
moment wyszła, pani „to się zdziwisz” wstała i zaczęła swoje przedstawienie.
C: Ej wiecie że
nasza kochana Malwinka chwaliła mi się, że zna Harrego Styles’a
Wszyscy spojrzeli
najpierw na nią zdziwieni, a potem na mnie z niedowierzającymi minami. A więc
tak się chciała zabawić? No dobra niech jej będzie.
C: Tak. Ale jakoś
dzisiaj go spotkałyśmy i jak go o to spytałyśmy to był tym bardzo zaskoczony.
Spojrzał na nią i powiedział „Jak mógłbym znać taką niedorajdę?”, i zaczął się
śmiać, a potem pokręcił mówiąc „Czasem moje fanki są zbyt nachalne”.
Ona jest idiotką.
Jak można być taką, jak ona. Poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Powalona
wredna, zazdrosna, idiotyczna, irytująca, podła, bez - sercowa egoistka.
Ścisnęłam prawą dłoń w pięść i uderzałam nią o nogi, żeby się nie rozpłakać. A
raczej chciałam się utrzymać na miejscu, bo jak znowu bym uciekła, to dopiero
wtedy byłoby źle. Wszyscy się ze mnie śmiali. Chciałam wziąć nogi za pas, ale
nie mogłam sobie na to pozwolić. Siedziałam próbując „przykleić się” do
krzesła. Nauczycielka wróciła i wszyscy momentalnie ucichli. W pewnym momencie
ktoś zapukał do drzwi, a następnie wszedł na aulę. Był to… Harry? A co on tu
robi? Nieważne, ale na pewno podsłuchiwał to, co Cloe nagadywała.
H: Dzień dobry,
można? - powiedział.
Gdy dziewczyny go zobaczyły, zaczęły tak
strasznie piszczeć, że musiałam zatkać sobie uszy, a chłopaki wyglądali na tak
zdziwionych, jakby zobaczyli jakiegoś kosmitę.
P.P Jasne, proszę -
odpowiedziała oszołomiona nauczycielka - a was proszę o spokój.
H: Chciałbym coś
powiedzieć.
P.P No dobrze.
H: Po pierwsze
słyszałem tą hm „przemowę?” którą wygłosiła jedna z dziewczyn. Wcale tak nie
było. My z Malwą znamy się od wczoraj. Reszta chłopaków też ją zna. Jest
niesamowicie utalentowana i niezwykła. Dzisiaj przywiozłem ją pod szkołę. Nie
opowiedziałbym o tym, gdyby nie było takiej sytuacji. Nie mogę uwierzyć, że
niektórzy z naszych fanów są aż tak okrutni - spojrzał na Helen i Cloe.
Przerwał na chwilę.
Podszedł do mnie, i mocno mnie przytulił. Gdy mnie puścił, zaczął mówić dalej:
H: Ta wczorajsza
piosenka była jej.
P.P: A skąd u
ciebie taka pewność? - spytała zdezorientowana.
H: Malwa, jest coś,
o czym nie wiesz. Niall wczoraj tędy przechodził. Wszystko słyszał i widział
przez okno. Proszę nie złość się na niego z tego powodu. Chciał ci powiedzieć,
ale nie było kiedy. Więc poprosił o to mnie. Nie będziesz na niego zła?
O czym on mówi? Jak
mogę być zła na kogoś, kto jest dla mnie dobry. Jedyni ludzie w Londynie,
którzy naprawdę mnie polubili i miałabym być na któregoś z nich zła? Jeszcze za
mało mnie zna.
M: Nie będę -
powiedziałam cichym głosem i się uśmiechnęłam. On go odwzajemnił i mówił znowu:
H: Wiem że utwór
był jej bo Niall opowiedział mi, jak się wtedy zachowała. Widać po niej, że ma
duszę prawdziwej artystki. Jest wrażliwa na każde ukradzione jej słowo i nutę.
Poza tym widziałem też jej kartki z próbkami tej piosenki zatytułowanej „Kim
jesteś dla mnie?” a pod spodem było dopisane „na lekcje z muzyki”. To byłoby na
tyle.
Zwrócił się twarzą
do mnie. Szepnęłam „dzięki”, a on mrugnął do mnie.
H: Muszę już iść.
Do widzenia pani. Cześć wszystkim - powiedział i poszedł.
Wszyscy odwrócili
się w moją stronę z podziwem. Schowałam się w moje średniej długości włosy. W
pewnej chwili pani zwróciła się do mnie:
P.P: Malwa. Tak
bardzo cię przepraszam, że ci nie wierzyłam. Oczywiście odwołuję twoją naganę,
a dostaje ją Cloe. I zostaną wezwani jej rodzice. Proszę, zaśpiewaj nam
piosenkę, którą przygotowałaś.
Byłam nie co
oszołomiona. Trochę zdziwiona. No nic zgodziłam się. Weszłam na scenę.
M: Ta piosenka
nazywa się „Kim jesteś dla mnie” - uśmiechnęłam się, bo pomyślałam o Harrym.
Everytime I think what you doing now,
When you’re near me what do you think about.
When you’re smile I smile with you
But I would like something new.
Who are you, who are you for me?
I’d like somebody else to be.
I don’t know what do you think.
Who are you for me?
I see that you like hug me
I see big joy in your eyes.
I don’t know what think about this.
When you in my cheek sweetly kiss.
Gdy po raz kolejny
śpiewałam refren, coraz bardziej zastanawiało mnie zachowanie Harrego. Nie
wiedziałam co mam o tym myśleć. Wczorajsza pomoc przy układaniu piosenki,
dzisiaj uparł się, że zawiezie mnie do szkoły, mimo, że jest nie daleko, a
potem ten buziaczek? Nie to nie może być prawda. On jest wielką gwiazdą, a ja
małą szarą myszką. Ale ta piosenka była jak na zawołanie. Nie było to
specjalnie. Tak dziwnie się złożyło. Akurat teraz. Nie wiedziałam co mam
myśleć. Dokładnie jak w piosence. Dobra zobaczymy jak minie dzisiejszy dzień.
Gdy skończyłam wszyscy wybuchli w głośnym aplauzie. Uśmiechnęłam się, ukłoniłam
i poszłam na swoje miejsce. Dostałam szóstkę i zlecenie do napisania piosenki
do spektaklu teatralnego. Byłam z siebie dumna. Bo jak ktoś dostał takie zlecenie,
później dopisywało się to do punktów i była większa szansa na wygraną w
ostatecznym przeglądzie. Dzisiejsza lekcja przeszła mi szybciej i była
najlepszą do tej pory. Na końcu jeszcze psorka obwieściła następny dzień jako
wolny i wszyscy poszli się do swoich domów.
To mamy piąty rozdział. Jeśli czytasz, komentuj. Dziękuję za ponad 200 wyświetleń ;)